środa, 2 lutego 2011

I love my half term (czy jak to tam)!

Znasz ten stan błogiego rozleniwienia, któremu oddajesz się całkowicie za każdym razem, kiedy słyszysz upragnione słowo: wolne? Zapewne tak. Uwielbiam, nienawidząc jednocześnie, ten stan - słodkie nicnierobienie sprawia, że... mam ochotę zrobić coś. Najlepiej fajnego, szalonego i bardzo, ale to bardzo spontanicznego. Nakręcić  i złożyć filmik, napisać książkę, nauczyć się grać na gitarze, perkusji, pianinie, znowu zacząć rysować...
Ale nie... bo błogie lenistwo to stan narkotycznie wciągający, z którego trudno się wyrwać. Więc tylko siedzę i myślę, kopiąc się w swoje cztery litery (oczywiście, w przenośni, bo w tym stanie nicnierobienia nie chce mi się nawet tego), że przecież jestem w stanie zrobić praktycznie wszystko, tylko... jestem za leniwa.
Nie, przepraszam, jeszcze gorzej: nie jestem leniwa: jestem zupełnie i do granic możliwości rozleniwiona. I tak, mogłabym wstać, ruszyć swoją zacną i cudowną osobę z kanapy i wziąć się za rozwijanie swoich talentów i poszerzanie horyzontów. Ale do tego potrzebuję silnej, biorącej się prosto z serca (albo kopa) motywacji. A takowej mi brakuje ostatnio.
No cóż, nawet bloga nie chce mi się prowadzić jak należy, ale co tam - wiem, że kiedyś nauczę się grać na gitarze. Bo jak już sobie coś obiecam, zawsze to zrobię. Nie ważne, czy daną umiejętność posiądę w tym tygodniu, miesiącu, roku czy dekadzie, zrobię to. Bo jak już się przy czymś uprę, to tak zrobię i już.
No tak... Znowu tyle pisania o niczym. Ale czyż nie od tego są właśnie, Drogi Czytelniku, blogi? Czy nie po to miliony nastolatków na całym świecie dokładne analizuje ich cały, jakże fascynujący i obfity w wydarzenia dzień, żeby nie napisać o tym i udostępnić na ich własnym blogu?

-

Odnowiłam moją starą, dawno zapomnianą miłość. Od pewnego czasu dokładnie ją pielęgnuję.
The Beatles powrócili do mych łask w wielkim, jak to oni tylko potrafią, stylu.

So love me do, please, please, i want to hold your hand!


Whisky

4 komentarze:

  1. Ach, w uszach mi gra BONOBO - BLACK SANDS, a Twój wpis powoduje, że udziela mi się nicnierobienie, wspaniałe uczucie...zatapiam się w dźwiękach muzyki, jak Ty w swoim tyłku, czyż to niewspaniałe?!
    Pozdrawiam "jestem świetną"
    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Am.. dzięki, kochanie (tak, teraz możesz się zachwycać tym, że zwróciłam się do ciebie w tak miły sposób)...
    Love is all you need...

    OdpowiedzUsuń
  3. tak?:D ja w zarze niestety nie mialam okazji ich spotkac.:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde, jesteś tak skromna, że ja pitole xD
    nara Skunksie, jutro jor bersdej

    OdpowiedzUsuń