Ten tydzień minął, a hasło "actimelizacja" nabrało nowego znaczenia.
Cóż to znaczy, drogi czytelniku?
Żeby sobie wyobrazić całą grozę sytuacji, powinieneś był się znajdować w Gimnazjum Powiatowym, przed salą 129, w której zazwyczaj klasa IIIa miewa religię.
Otóż zacna autorka tego posta trzymała w swej zacnej ręce otwarty jogurt "Actimel". Po jej prawicy siedział Bourbon, zwany Krakenem, po jej lewicy - Tequilla.
Tak się składa, że ta świetna ekipa, znana także pod nazwą Wielkiej Trójcy, znajdowała się w świetnym miejscu - można je nawet uznać za punkt obserwacyjny - by kątem oka, a czasem nawet całym okiem, rzucać spojrzenie na pewne "niedźwiedzie" (na dokładniejsze dane sobie nie pozwolę, bo mogłoby się to dla mnie skończyć tragicznie) płci męskiej.
A więc siedziała sobie Wielka Trójca i wypatrywała celu. W pewnym momencie pojawił się on w polu widzenia. Wtedy wszystko potoczyło się już bardzo szybko: Bourbon chwycił zacną dłoń autorki posta, i w wyniku całkowitego zaćmienia mózgu spowodowanego zauważeniem "niedźwiedzia" zaczęła "spazmatycznie" nią machać (nie wiem, jak to inaczej określić). Niestety, Kretynka (przepraszam: Kraken) nie zauważyła, że ja, Whisky, trzymam w tej ręce otwartą butelkę Actimela.
I chyba możesz sobie wyobrazić, drogi Czytelniku, jak to się skończyło.
A jeśli nie, powiem, że większość wylądowała na mnie, a ja, zobaczywszy, co się stało, wylałam resztę na Bourbona (odruch bezwarunkowy!).
Według świadków, wyglądało to komicznie.
Stanęło na tym, że podczas trzeciej lekcji ja, Bourbon i Tequilla musiałyśmy udać się do domu tej ostatniej, by umyć się oraz przebrać w ciuchy, które nie byłyby chronione milionami bakterii el casei Defensis (czy jakoś tak).
Zabawna historia, nieprawdaż?
Trzymaj się!
Whisky