niedziela, 20 marca 2011

Wawa - wrażenia

Gdyby ktoś mnie spytał dwa tygodnie temu o Warszawę, powiedziałabym, że to brudne, brzydkie, betonowe i smutne miasto, gdzie ludzie spieszą się, nie mając ani chwili czasu na spokojne, jak ja to nazywam, filozofowanie przy filiżance herbaty. Ogólnie rzecz biorąc, moje nastawienie do tego miasta było stuprocentowo niemalże negatywne. Jedyne dobre związane z nim wspomnienia to koncert AC/DC na Bemowie i wyjazd z ekipą Katy Perry do Budapesztu. O podstawówkowej wycieczce nawet nie chcę wspominać.
Tak, tak, wiem, że moje nastawienie mógłbyś Czytelniku odebrać następująco: Warszawa - czyste zUo!. I miałbyś rację. Aż do zeszłego tygodnia.
Bo moje odczucia związane z tym miastem uległy całkowitej zmianie. Początkowo nie chciałam się przyznać do tego nawet sama przed sobą, ale stało się - żywię teraz do Wawy ciepłe, a wręcz gorące uczucia.
Co takiego się stało, że zupełnie zmieniłam front, zapytasz. Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że odpowiedzi jest wiele, nie wszystkie umiem dobrać w słowa, a niektóre są wręcz banalne. Mogłabym się tutaj rozpisywać, że byłam w zeszłym tygodniu na wycieczce klasowej z najlepszymi przyjaciółmi, że, dla odmiany, zwiedzaliśmy Warszawę "z lacza", więc byłam w stanie przez choćby krótką chwilę poczuć jej żywotność i tempo, być częścią tego szybkiego życia, bla bla bla.
Szczerze mówiąc, spodobał mi się warszawski rytm i cieszę się, że choć przez krótki czas moje serce biło równo z nim - z rytmem tego znienawidzonego niegdyś przeze mnie miasta.
Tak, dla mnie to też duże zaskoczenie. No cóż - ludzie się w końcu zmieniają.
Nawet zwiedzanie było bardzo interesujące - pomijając Panią Przewodnik z Zamku Królewskiego (ale kolega z Greenpeace z warszawskiej starówki sprawił samą swoją osobą - i oczyma - że ten dzień był super - przynajmniej dla damskiej części.. Pozdrawiam!), wszędzie bardzo mi się podobało - Teatr Rampa, Muzeum Narodowe (mmm, te obrazy...), Zachęta (ach, te feministki), Muzeum Powstania Warszawskiego... i, oczywiście, Złote Tarasy (teraz, o ile jesteś kobietą, Drogi Czytelniku, powinna nastąpić dzika i niepohamowana euforia)...
Podsumowując, jestem bogatsza o dwie pary spodni, bransoletki, miłe wspomnienia i mnóstwo.. przytuleń. Poznałam lepiej wielu ludzi z naszej klasy, i żałuję, że stało się to dopiero teraz.
W każdym bądź razie, jeśli czyta to ktoś z mojej klasy (i Ia) - wielkie dzięki. To głównie dzięki Wam zmieniło się moje nastawienie do tego miasta. Thank you jeszcze raz, no i do następnego posta.
Czyli tak za miesiąc.

Whisky


wychodząc z Sejmu - made by Bourbon

jeszcze w naszej cudownej mieścinie

wiem, Marta, że nie lubisz tego zdjęcia, ale wybacz, to nasze jedyne wspólne, i - kocham je!