wtorek, 21 grudnia 2010

Święta!

Bo jak nie, jak tak. Wszystko na to wskazuje!
No, prawie. Nie widziałam ciężarówki Coca-Coli w tym roku, trochę mnie także denerwuje fakt, że te święta będę musiała spędzić opatulona setką szalików i żeby coś powiedzieć, wypluwać własne płuca. Sama nie wiem, jak ja to robię, ale tak, to chyba jest dar: umiejętność rozchorowania się właśnie na Boże Narodzenie. Ale cóż, co mi da narzekanie? Powinnam się cieszyć, że mogę chodzić, mam rodzinę i ciepły dom, przecież dzieci w Afryce mają gorzej itp.
Tak więc nie marudzę, cieszę się, pakuję prezenty i wymyślam coś kreatywnego na doroczne obdarowywanie podarkami pijanychalbotrzezwych. Już wiem, że będzie fajnie, nawet jak podczas składania życzeń będę zmuszona do wycharczenia krótkiego "Wesołych Świąt!". I obiecuję, że jak co roku będę śpiewać (bądź charczeć) piosenki w stylu Last Christmas, Merry Christmas Everyone czy Mistletoe and Wine, uciekając i chowając się jednocześnie przed Tatą, jak zwykle grożącym, że jeśli nie zacznę zamiast tego śpiewać prawdziwych kolęd, odbierze mi wszystkie prezenty (taka nasza coroczna tradycja), obejrzę Kevina (Bóg wie, który to już raz, ale co za różnica?) i nie zjem karpia (fuj). Bo tradycja rzecz święta, trzeba się jej trzymać.
Najlepiej całą rodziną.

Tak więc, Drogi Czytelniku, korzystając ze sposobności,
chciałabym złożyć ci bożonarodzeniowe życzenia.
I nie, nie będą takie oklepane: nie będę życzyć zdrowia,
szczęścia, radości - te dary otrzymujesz od wszystkich innych.
Moje życzenia dla Ciebie? Żeby spełniło się Twoje największe,
to najskrytsze i najgorętsze pragnienie, jakie nosisz w sercu.
I żebyś nigdy nie rezygnował z marzeń - możesz być wtedy
pewny, że one także z Ciebie nie zrezygnują.

Wesołych Świąt

Whisky

PS. Ach, no i żeby nie było, że nic nie robię na infę, wrzucam filmik (konkursowy, co prawda, ale robiony przeze mnie).


poniedziałek, 29 listopada 2010

Szkoła

Ostatni tydzień, jak zwykle obfity w wydarzenia, był niezwykle emocjonujący <taa>. Szkoła, dom, nauka...
No i oczywiście "Władca Pierścieni" na miłe zakończenie weekendu :) Było dużo płaczu, ale z drugiej strony cieszę się, bo wyszło na jaw, że mam jakieś uczucia :)
No i przeszłam do dalszego etapu konkursu z biologii - więc - NAUKA!

Cóż, taki ucznia los :(


Whisky

niedziela, 7 listopada 2010

Actimelizacja!

Ten tydzień minął, a hasło "actimelizacja" nabrało nowego znaczenia.
Cóż to znaczy, drogi czytelniku?
Żeby sobie wyobrazić całą grozę sytuacji, powinieneś był się znajdować w Gimnazjum Powiatowym, przed salą 129, w której zazwyczaj klasa IIIa miewa religię.
Otóż zacna autorka tego posta trzymała w swej zacnej ręce otwarty jogurt "Actimel". Po jej prawicy siedział Bourbon, zwany Krakenem, po jej lewicy - Tequilla.
Tak się składa, że ta świetna ekipa, znana także pod nazwą Wielkiej Trójcy, znajdowała się w świetnym miejscu - można je nawet uznać za punkt obserwacyjny - by kątem oka, a czasem nawet całym okiem, rzucać spojrzenie na pewne "niedźwiedzie" (na dokładniejsze dane sobie nie pozwolę, bo mogłoby się to dla mnie skończyć tragicznie) płci męskiej.
A więc siedziała sobie Wielka Trójca i wypatrywała celu. W pewnym momencie pojawił się on w polu widzenia. Wtedy wszystko potoczyło się już bardzo szybko: Bourbon chwycił zacną dłoń autorki posta, i w wyniku całkowitego zaćmienia mózgu spowodowanego zauważeniem "niedźwiedzia" zaczęła "spazmatycznie" nią machać (nie wiem, jak to inaczej określić). Niestety, Kretynka (przepraszam: Kraken) nie zauważyła, że ja, Whisky, trzymam w tej ręce otwartą butelkę Actimela.
I chyba możesz sobie wyobrazić, drogi Czytelniku, jak to się skończyło.
A jeśli nie, powiem, że większość wylądowała na mnie, a ja, zobaczywszy, co się stało, wylałam resztę na Bourbona (odruch bezwarunkowy!).
Według świadków, wyglądało to komicznie.
Stanęło na tym, że podczas trzeciej lekcji ja, Bourbon i Tequilla musiałyśmy udać się do domu tej ostatniej, by umyć się oraz przebrać w ciuchy, które nie byłyby chronione milionami bakterii el casei Defensis (czy jakoś tak).
Zabawna historia, nieprawdaż?

Trzymaj się!

Whisky

poniedziałek, 25 października 2010

A Ty co? Jelenia znalazłeś?

Takie info dla Tequilli: pociągi są fajne, więc się od nich odczep. No!
A więc sobie Terminatora III oglądam i się śmieję, bo głupi ten film jak drewniane pudełko od protezy na zęby. I zacieram ręce, bo już dzisiaj nowy House w Stanach, więc i niedługo (czyt.: jutro) będzie mi dane obejrzeć kolejny ociekający sarkazmem odcinek. Mmm....
Co jeszcze?
Ach, nic ciekawego, dzięki, że pytasz. Ten tydzień minął pod hasłami sprawdzianów, spamowania face'a i innych bardzo ciekawych rzeczy, o których nie będę tu pisać, gdyż w 101% spowodowałoby to tylko ożywienie twojego organizmu, Zacny Czytelniku, taką czynnością jak ziewanie - a jak dobrze wiemy, marnotrawstwo energii na tak nieistotne rzeczy jak zupełnie niepotrzebne wydychanie powietrza.
Dobra, dosyć pisania o niczym - Schwarzuś mi przeleci w tv i co?
Lecę wtedy.
A właściwie to schodzę, tak dla ścisłości.

Whisky

poniedziałek, 18 października 2010

"Everybody lies"

Prawda życiowa, jaką zawarłam w tytule, warta jest zapamiętania. Jest tego warta nie dlatego, że wszyscy kłamią (chociaż to też często prawda), ale dlatego, że powiedział to mój zacny i zalatujący sarkastycznym podejściem do życia mentor Doktor Gregory House.
Ubiegły tydzień minął pod znakiem (można tak powiedzieć? o tej porze już nie myślę) chorób biednej Małpy - ponad 40 stopni gorączki i kompletne olewanie wszystkiego wokół (dosłownie i w przenośni).
Na szczęście Vigo dziś odzyskał już pełnię sił (no, prawie), udowadniając to rozszarpaniem swoim psim kłem moich jedynych ocalałych, niezniszczonych dotąd dresów.
W szkole jak zwykle masakra, więc co będę pisać? I tak nikogo to nie obchodzi. Teraz przejmuję się tylko jutrzejszym sprawdzianem z niemca (języka, który nie powinien istnieć) i tym, że wplątałam się w organizację imprezy dla naszych kociaków z I klasy - pseudootrzęsiny im robimy. Świetnie.
Ach, zapomniałabym - w niedzielę mam bierzmowanie. Ale to drobnostka.
Czekam na filmik z free hugs...

Whisky


niedziela, 10 października 2010

Wspominanki-cacanki

Dzisiejszy dzień ostatnim dniem błogiej wolności (przynajmniej w tym tygodniu)!
Owocny w kasę (niestety nie dla mnie) - wolontariuszka z okazji akcji Dnia Papieskiego: Zbieranie Pieniędzy na Stypendia dla Uzdolnionej Młodzieży, przyjaciół (starych, nie nowych) harcerzy, pizzę i miłe odczucie, że świat się do mnie uśmiecha. Niestety, wraz z końcem wolności zbierają mi się w głowie czarne myśli - o tym, że tego bloga muszę prowadzić przez cały rok szkolny, żeby mieć lepszą ocenę z infy, że mamy sprawdzian z geografii i z wosu. No i ogólnie, że musimy do szkoły iść. Coraz częściej wracam myślą do budapesztowych czasów, brak mi tamtych ludzi :) Nie tylko ludzi zresztą: tamtych szalonych dni, kiedy to chodziło się spać po piątej a wstawało przed siódmą, kręciło się teledysk, na którym pewnie nie będzie mnie widać, słyszało się co pięć minut "make sense?" i słaniało się ze śmiechu na widok gościa w czerwonej kurtce (który niestety rozumiał wszystko, co o nim mówiliśmy ;p)... Ach, dobre to były czasy. Miejmy nadzieję, że nastaną jeszcze lepsze!
A, przepraszam: na brak szaleństwa nie mogę narzekać: niewielu pewnie ma znajomych Krakena i Konia, no i zapewne niewielki (rzekłabym: zerowy) odsetek ludności świata rzuca się kisielem bez wyraźnej potrzeby.

Dla moich ociemniałych

Jak wyżej, dla moich znajomych z okolic Katowic i Rzeszowa ;p No i wszystkich innych, którzy nie wiedzą, co to jest wianuszek, a co amerykanka! O matko, ale wy jesteście nieobyci!
WIANUSZKI
AMERYKANKI

niedziela, 26 września 2010

Hej ho!

Cześć, mam zamiar prowadzić bloga przez cały rok szkolny. Niestety teraz nie mam czasu, bo dosłownie za parę minut wyjeżdżam do Wawy, a potem do Budapesztu. Więcej informacji jak wrócę :). Pozdrowienia dla Konia Siwka, Krakena i... eee, no może nazwijmy ją Martą :), ewentualnie Folio (żeś wymyśliła sobie ksywkę!)
To pa!