środa, 15 czerwca 2011

Niemcy, Francje i szkolne dylematy

Wróciłam z Niemiec (międzyszkolna wymiana uczniów Hagenow-Tuchola) i mimo że w tym języku wyszprechać umiem jedynie "danke schon", "bitte" (tak to się pisze?) i "Ich mag Guitar Hero spielen", to było super :) Głównie za sprawą zgranej ekipy i mego (dosyć dla mnie nietypowego) optymistycznego podejścia
do wyjazdu ta wycieczka była niezapomnianą sprawą. Więc jeśli czyta to ktoś, kto w tym uczestniczył, to dzięki :D
Nie będę się tu rozpisywać zbytnio, więc tylko pokrótce:
Z takich większych miast w Landzie zwiedziliśmy Schwerin i Hamburg. W Schwerinie Niemcy pokazali nam rynek, Ducha zamku i sam zamek w całej jego okazałości (tak, oni to mają kasę na renowacje. Pozazdrościć.). Dane nam było zaznać także czterech godzin czasu wolnego w centrum handlowym - żyć nie umierać!
W Hamburgu to się staraliśmy nie zginąć od morderczych warzyw (jak na razie wciąż żyję, więc chyba plan się powiódł), widzieliśmy tunel pod rzeką (czego to oni nie wymyślą) i oczywiście - sklepy (tak, tak, tym razem dwie godziny). Po takich dwóch wypadach stwierdziłam, że mogłabym tak żyć - cafe latte i zakupy.
Raj na Ziemi.
Podsumowując, żelki Haribo, Jedi'je - rycerze tęczy, rasta-owce i tym podobne sprawy pozostaną w mej głowie :)

Ale, ale - jako że w Niemczech mi się podobało, to oczywiście musiało stać się coś, co by to wyrównało - tak więc powrót do szkoły. A nawet nie sam powrót, bo bardzo miło było mi zobaczyć klasę mą cudowną (która, jak zauważyłam, strasznie się łakomi na moje żelki!), tylko sprawy związane z rekrutacją do liceum. Już mi się wszystkimi możliwymi otworami i porami ciała wylewają te głupie srania-podania do szkół...
Tym bardziej, że dzisiaj przyszły wyniki.
Haha, tak cudownie wszystkim poszło, że jedynym dobrym słowem (którego co prawda nie znoszę, ale idealnie tu pasuje) na określenie tego zjawiska jest ŻAL.
Już wolę nie mówić nic o tym lepiej. Chociaż ja i tak w miarę poziom czymam, o.
Teraz to trzeba się na zakończenie roku przygotować (tona chusteczek i te sprawy). I ten cały nasz wielki bal. Łohoho. Także tego..
A teraz czekam na wyjazd do Taizé - będę się przez tydzień modlić w małej wiosce i zwiedzać sobie Paryż. Mmmm...
I szkolić angielski przy okazji. Wakacje marzeń normalnie.
Dziękuję za uwagę, już chyba kończę, zanim dotrze do mnie, że niczym Julian piszę bez sensu

Whisky


PS.: A tu zdjęcia, jak ktoś zainteresowany: <klik>