poniedziałek, 25 października 2010

A Ty co? Jelenia znalazłeś?

Takie info dla Tequilli: pociągi są fajne, więc się od nich odczep. No!
A więc sobie Terminatora III oglądam i się śmieję, bo głupi ten film jak drewniane pudełko od protezy na zęby. I zacieram ręce, bo już dzisiaj nowy House w Stanach, więc i niedługo (czyt.: jutro) będzie mi dane obejrzeć kolejny ociekający sarkazmem odcinek. Mmm....
Co jeszcze?
Ach, nic ciekawego, dzięki, że pytasz. Ten tydzień minął pod hasłami sprawdzianów, spamowania face'a i innych bardzo ciekawych rzeczy, o których nie będę tu pisać, gdyż w 101% spowodowałoby to tylko ożywienie twojego organizmu, Zacny Czytelniku, taką czynnością jak ziewanie - a jak dobrze wiemy, marnotrawstwo energii na tak nieistotne rzeczy jak zupełnie niepotrzebne wydychanie powietrza.
Dobra, dosyć pisania o niczym - Schwarzuś mi przeleci w tv i co?
Lecę wtedy.
A właściwie to schodzę, tak dla ścisłości.

Whisky

poniedziałek, 18 października 2010

"Everybody lies"

Prawda życiowa, jaką zawarłam w tytule, warta jest zapamiętania. Jest tego warta nie dlatego, że wszyscy kłamią (chociaż to też często prawda), ale dlatego, że powiedział to mój zacny i zalatujący sarkastycznym podejściem do życia mentor Doktor Gregory House.
Ubiegły tydzień minął pod znakiem (można tak powiedzieć? o tej porze już nie myślę) chorób biednej Małpy - ponad 40 stopni gorączki i kompletne olewanie wszystkiego wokół (dosłownie i w przenośni).
Na szczęście Vigo dziś odzyskał już pełnię sił (no, prawie), udowadniając to rozszarpaniem swoim psim kłem moich jedynych ocalałych, niezniszczonych dotąd dresów.
W szkole jak zwykle masakra, więc co będę pisać? I tak nikogo to nie obchodzi. Teraz przejmuję się tylko jutrzejszym sprawdzianem z niemca (języka, który nie powinien istnieć) i tym, że wplątałam się w organizację imprezy dla naszych kociaków z I klasy - pseudootrzęsiny im robimy. Świetnie.
Ach, zapomniałabym - w niedzielę mam bierzmowanie. Ale to drobnostka.
Czekam na filmik z free hugs...

Whisky


niedziela, 10 października 2010

Wspominanki-cacanki

Dzisiejszy dzień ostatnim dniem błogiej wolności (przynajmniej w tym tygodniu)!
Owocny w kasę (niestety nie dla mnie) - wolontariuszka z okazji akcji Dnia Papieskiego: Zbieranie Pieniędzy na Stypendia dla Uzdolnionej Młodzieży, przyjaciół (starych, nie nowych) harcerzy, pizzę i miłe odczucie, że świat się do mnie uśmiecha. Niestety, wraz z końcem wolności zbierają mi się w głowie czarne myśli - o tym, że tego bloga muszę prowadzić przez cały rok szkolny, żeby mieć lepszą ocenę z infy, że mamy sprawdzian z geografii i z wosu. No i ogólnie, że musimy do szkoły iść. Coraz częściej wracam myślą do budapesztowych czasów, brak mi tamtych ludzi :) Nie tylko ludzi zresztą: tamtych szalonych dni, kiedy to chodziło się spać po piątej a wstawało przed siódmą, kręciło się teledysk, na którym pewnie nie będzie mnie widać, słyszało się co pięć minut "make sense?" i słaniało się ze śmiechu na widok gościa w czerwonej kurtce (który niestety rozumiał wszystko, co o nim mówiliśmy ;p)... Ach, dobre to były czasy. Miejmy nadzieję, że nastaną jeszcze lepsze!
A, przepraszam: na brak szaleństwa nie mogę narzekać: niewielu pewnie ma znajomych Krakena i Konia, no i zapewne niewielki (rzekłabym: zerowy) odsetek ludności świata rzuca się kisielem bez wyraźnej potrzeby.

Dla moich ociemniałych

Jak wyżej, dla moich znajomych z okolic Katowic i Rzeszowa ;p No i wszystkich innych, którzy nie wiedzą, co to jest wianuszek, a co amerykanka! O matko, ale wy jesteście nieobyci!
WIANUSZKI
AMERYKANKI